24-godzinny maraton czytelniczy (+bonus)


Od dawna planowałam 24-godzinny maraton czytelniczy. Korzystając z okazji nadmiaru czasu w minioną majówkę, postanowiłam w końcu te zamierzenia zrealizować. Swoje wrażenia nagrałam w nowym odcinku podcastu, ale…

…ale robiąc transkrypcję (którą znajdziecie pod odnośnikami do YT i Spotify) i montując, zorientowałam się, jak bardzo byłam zmęczona podczas nagrywania. W związku z tym możecie się dowiedzieć, że w ogóle nie byłam zmęczona, ale byłam zmęczona potwornie, a w biografii Jeremiego Przybory jest dużo Jeremiego, choć właściwie jest go za mało. 😀 Serdecznie przepraszam, o książce opowiem Wam jeszcze raz! Jednak zdecydowałam się zostawić to nagranie, bo to najświeższe emocje i najprawdziwsze zmęczenie.

Trzy książki, Przypadki Roberta Janowskiego, Agnieszka Osiecka Tego o mnie nie wiecie i Starszy Pan B o Jeremim Przyborze

BONUS:

W odcinku opowiadam o książkach i zupełnie pomijam audiobook. Niestety, ubolewam, ale nie podoba mi się (nadal jestem na 10 rozdziale, jednak myślę, że mogę już zawyrokować). Czasami lektor może nam zwyczajnie nie pasować i przez to traci na tym cała książka. Tutaj tak jest, ale nie tylko. Żarty, moim zdaniem, potrzebują odpowiedniego tonu głosu, gestu, miny, a odczytane zwyczajnie tracą. Poza tym niestety jest ich w tej książce za dużo. Kiedy w każdym zdaniu jest coś, co ma bawić, to przestaje być to dla mnie jakkolwiek zabawne… Ucieka mi przez to wszystko sens, gubię się. Nawet się nie uśmiechnęłam przez te wszystkie rozdziały. Dlatego jestem zawiedziona. Ale to nie jest zła książka. Pewnie gdybym ją czytała, byłoby lepiej.

Skończyłam też już „Przypadki” i podtrzymuję moje zdanie – to świetna książka. Marii Szabłowskiej jest tam niewiele (co, mimo że ją uwielbiam, bardzo mi się podoba w tym przypadku), ale trafnie podpytuje, potrafi doskonale pociągnąć temat, bardzo lubię takie prowadzenie wywiadu. Sam Robert Janowski ma niezwykle ciekawą biografię, aż by się chciało więcej. Jestem zaskoczona, że ta książka aż tak mnie zachwyciła. Dobry wywiad z fajnym facetem, polecam wciąż serdecznie.

Karolina Korwin Piotrowska Ćwiartka raz

DO POSŁUCHANIA:

TRANSKRYPCJA

Uwielbiam maratony czytelnicze! To znaczy okazało się, że bardziej lubię je oglądać niż przeprowadzać, ale o tym może zaraz…

24-godzinny maraton czytelniczy

W każdym razie maratony czytelnicze to chyba moje ulubione filmy na YouTubie, bardzo je lubię. Oglądałam te readathony i pomyślałam sobie, że ja też bym chciała, ale cały czas gdzieś to odkładałam, nigdy nie mogłam znaleźć 24 godzin. To też nie jest takie proste wyłuskać tyle godzin, w których możesz tylko czytać, jeść, spać i chodzić do toalety… Nawet nie zawsze spać, niektórzy nie śpią podczas maratonów, ale ja aż taka szalona nie jestem. Pomysł mi się bardzo podobał, więc stwierdziłam, że teraz, skoro mam troszeczkę więcej czasu w życiu, no i mamy majówkę, a większość z nas spędza ją w domach i ja też, to jest ten moment, w którym zrobię ten 24-godzinny maraton czytelniczy. I to też był dobry powód, żeby tutaj wrócić i do Was sobie pogadać. 

Założenia

Może najpierw opowiem o tym, jakie miałam założenie. Chciałam dokończyć książkę o Jeremim Przyborze, którą aktualnie czytam, przeczytać książkę o Agnieszce Osieckiej „Tego o mnie nie wiecie” i wybrać sobie jakąś trzecią, jeżeli w ogóle wystarczy mi czasu, bo czytam bardzo wolno, do tego bardzo szybko męczą mi się oczy i moje zmęczone oczy zachowują się bardzo dziwnie – wtedy po prostu nie jestem w stanie się skupić, muszę odpocząć. Założenie miałam właśnie takie, wyszło chyba troszeczkę inaczej…

Przebieg

Natomiast jestem całkiem zadowolona z tego maratonu. Zaczęłam od e-booka, ponieważ kupiłam dwa dni temu „Jak zostać transkrybentem?” Klaudyny Maciąg  i przeczytałam 50 stron dzień wcześniej, więc zostało mi jeszcze 30 astron do końca. Dlatego postanowiłam, zacznę tą książką (mój maraton zaczęłam w piątek o 15.30 i miał on trwać do soboty do 15.30 –– to znaczy właściwie „trwał”, teraz mamy sobotę, 16:30, więc jestem świeżo po). 

Jeremi Przybora

Później przeszłam do biografii Jeremiego Przybory „Starszy Pan B”, do końca zostało mi jakieś 250 stron w momencie, kiedy zaczynałam czytać, natomiast jednak styl tej biografii i też mnogość informacji, którą się dostaje, sprawiła, że nie byłam w stanie przeczytać całości na raz, więc po 100 stronach przeszłam do innej publikacji. 

Statystycznie rzecz biorąc

Jeszcze przed tym posłuchałam sobie troszeczkę audiobooka – „Statystycznie rzecz biorąc” od Janiny Bąk. Słuchałam go, kiedy coś jadłam, przygotowywałam to jedzenie, musiałam sobie zrobić chwilę przerwy i mogłam sobie go włączyć… to był taki zapychacz w wolnym czasie. Więc były też audiobooki… to znaczy właściwie jeden audiobook ostatecznie. 

Agnieszka Osiecka

Następnie przeczytałam książkę Agnieszki Osieckiej… oj, nie Agnieszki Osieckiej, tylko Beaty Biały „Tego o mnie nie wiecie” i ją przeczytałam w całości, skończyłam około godziny 1.00, bo tak jak mówiłam, czytam dosyć wolno. 

Ćwiartka raz

Na koniec dnia przeczytałam jeden rok z książki „Ćwiartka raz” Karoliny Korwin Piotrowskiej. Następnie jeszcze chwilę posłuchałam audiobooka i poszłam spać ok. 2.00–2.30. Miałam wstać o 8.00, tak sobie nastawiłam budzik, ale go nawet nie słyszałam albo wyłączyłam przed sen i obudziłam się o 9.50. 

Kolejny dzień

Rano na rozbudzenie znowu słuchałam sobie audiobooka troszeczkę. Ostatecznie przesłuchałam 10 rozdziałów z 17, więc chyba nieźle. 

Następnie usiadłam sobie do czytania już papierowej książki i przeczytałam kolejny rok w książce „Ćwiartka raz”, ponieważ postanowiłam sobie, że każdego dnia będę czytania jeden rok w tej książce. Nie wiem, czy codziennie, w każdym razie tak sobie to podzieliłam, ponieważ książka jest naprawdę gruba. 

Powroty i przypadki

Wróciłam też do „Starszego Pana B” i przeczytałam kolejnych sto stron, nawet chyba więcej, i do śniadania czytałam właśnie „Starszego Pana…”, po czym o 12.45 rozpoczęłam przygodę z trzecią książką (a właściwie z piątą, licząc e-book i audiobook) i wybrałam wywiad rzekę z Robertem Janowskim przeprowadzony przez Marię Szabłowską pod tytułem „Przypadki”. Myślę, że skończyłabym te przypadki do 15.30, ponieważ czytało się naprawdę dobrze. Uwielbiam Marię Szabłowską i bardzo ciekawiła mnie historia Janowskiego,, szczególnie musicali. Chciałam poznać jakieś ciekawostki, bo wiedziałam, że to na pewno będą interesujące historie, ale zaraz… opinie o książkach miałam dać na sam koniec. 🙂 

Więc o 15.30 tak właściwie zostało mi troszeczkę, jedna piąta książki, ale moi sąsiedzi byli tak głośno, że nie byłam w stanie się skupić. Może nawet dokończę tę książkę dzisiaj wieczorem, jeśli trochę odpocznę, bo jest naprawdę w porządku. 

Podsumowanie

I w tym momencie zakończyłam maraton. Z tego, co sobie podliczyłam, w ciągu tego czasu z przerwą na sen przeczytałam 814 stron i przesłuchałam jakichś 10 rozdziałów. 

Trochę o biografii Przybory

Może teraz krótko o tych książkach. Czytam biografię Przybory napisaną  przez Dariusza Michalskiego i mam parę zastrzeżeń. Jeszcze jej nie skończyłam, zostało mi parę stron, więc nie chcę wyrokować jednoznacznie, natomiast po pierwsze, jeżeli coś jest o Jeremim Przyborze, to ja to pokocham i tak po prostu jest. Wystarczy żeby było tego Jeremiego dosyć sporo i jestem wtedy już zadowolona. Natomiast mam zastrzeżenia do tej biografii, ponieważ tak po prawdzie to wcale nie tak dużo o tym Jeremim… Bardzo dużo informacji jest wymieszanych, dużo jest takich treści, które musisz przyswoić, natomiast nie zawsze czuję związek z Jeremim Przyborą.

Tak naprawdę, sięgając po jego biografię, chcę czytać głównie o nim.  Oczywiście że dobrze jest wiedzieć, z kim współpracował, kim te osoby były i tak dalej, ale wydaje mi się, że autor troszeczkę za bardzo się rozpisuje. Ja już mówiłam to chyba przy biografii o Piaf, że lubię jak sięgam po książkę o pewnej tematyce i ona naprawdę o tej tematyce jest. Wydaje mi się, że ta biografia jest trochę naokoło. Natomiast i tak bardzo dobrze mi się ją czyta i bardzo chętnie przyjmuję te wszystkie informacje,  które tam są, ponieważ to też jest w kręgu moich zainteresowań. Nie tylko Przybora, ale co tam się działo, wszystkie te kabarety, Osiecka, współpracownice, żony i kochanki, więc… z jednej strony jestem bardzo zadowolona, a z drugiej nie jestem do końca w stanie czytać jej bez przerwy – byłam przekonana, że jak ją dorwę, to ją za jednym razem ją przeczytam, ale nie. Po prostu za dużo tego wszystkiego jest i muszę od niej odpocząć. 

Tego o mnie nie wiecie?

Później sięgnęłam po książkę o Agnieszce Osieckiej „Tego o mnie nie wiecie” i nie wydaje mi się, żebyśmy  tego o niej nie wiedzieli. To znaczy oczywiście są tam na pewno jakieś smaczki, jakieś informacje, ciekawostki, ale wydaje mi się, że ja już to wszystko wiedziałam, Gdzieś już ktoś to opowiadał. Myślę, że dla osoby, która przeczytała już dużo o Agnieszce Osieckiej, to wcale nie jest takie bardzo tajemnicze, nie wydaje mi się, żebym usłyszała tam coś takiego, co mnie absolutnie zaskoczyło. Natomiast jak to książka o Osieckiej – czytało się wyśmienicie. Uwielbiam, kiedy ludzie o niej opowiadają, ponieważ każda osoba widziała ją inaczej, a jednak podobnie i to jest niesamowite z jednej strony, z drugiej fascynujące. Ona była naprawdę fenomenalną osobą, taką niecodzienną.

Wiele osób mówi, że przebywanie z nią to było coś niezwykłego i to się czuje, kiedy słucha się tych rozmów. Natomiast też dzięki temu, że jest ich dużo, są krótkie, może porównać, jak ludzie ją widzieli i że tak naprawdę  jedna osoba miała aż tyle… Nie wiem, jak to powiedzieć! Chodzi mi o to, że Agnieszka była jedna, a jej obrazów jest tyle, ile osób, które ją poznały i to jest fantastyczne. Tak że książka mi  się bardzo podobała, bardzo ją polecam. 

Mieszane odczucia

Podczytuję sobie też „Ćwiartkę raz” Karoliny Korwin Piotrowskiej, do której niestety mam zastrzeżenia. Nie do KKP, tylko do książki, bo pani Karoliny nie znam osobiście. Mam problem z tą książką, dlatego że jest o tym, co mnie interesuje i świetnie mi się to czyta w tym sensie. Jeżeli są podawane takie fakty, to jest dla mnie ekstrasuperciekawe, natomiast ja nie lubię takiego… poczucia wyższości? Nie wiem jak to określić, takiego poczucia, że: „ha, tam to są głupki, ale ja jestem taka mądra”, bo niestety to się przewija przez tę książkę. Dużo takich niefajnych słów, dużo oceniania bardzo pochopnego, takie szyderstwo. I mam wrażenie, że… ja nie znam KKP, nie wiem, jaka ona jest, ale z tej książki wyłania się obraz kogoś zgorzkniałego, co mnie się nie do końca podoba, bo to nie jest mój styl, ja nie myślę tak o ludziach i nie lubię, kiedy ja treści przyswajam.

Tak mi teraz przychodzi do głowy, że gdzieś tam o kimś powiedziała, że jakaś kobieta nie została modelką i na całe szczęście, bo jest na to za mądra. To jest takie umniejszanie ludziom, totalnie bez sensu, nie wiadomo po co, czy to ma być zabawne, czy jakie, bo absolutnie nie rozumiem. Albo takie mówienie o ludziach, że są byle kim. No wiecie, takie podejście do ludzi: „ach, jesteś szafiareczką, to jesteś byle kim”. Strasznie to jest słabe, bardzo tego nie lubię, nie rozumiem takiego podejścia do świata, nie jest ono nikomu potrzebne, ani ono nie jest fajne, ani żadne. Więc takie to było troszeczkę… Nie przeczytałam całości, więc nie chcę się wypowiadać tak jednoznacznie, natomiast to mnie bardzo dotknęło w tych pierwszych latach opowieści KKP. 

Nie ma przypadków

Później zaczęłam czytać „Przypadki”, czyli wywiad z Robertem Janowskim, i to jest świetny wywiad. Bardzo mi się podoba. Przede wszystkim dlatego, że Maria Szabłowska jak zawsze zadaje doskonałe pytania. Kocham ją, naprawdę. Więc super. A dodatkowo po prostu Robert Janowski ma o czym opowiadać, ma świetne historie i super mu to wychodzi, zaciekawia. Nie mogłam się oderwać od tej książki, myślałam, żeby zrobić sobie przerwę, bo byłam już zmęczona, ale nie… chciałam wiedzieć więcej. Dlatego też myślę o tym, czy by dzisiaj tej książki nie dokończyć, bo jestem po prostu ciekawa. Te wszystkie opowieści o „Metrze”, o musicalu „Kompot”, o którym trudno znaleźć informacje tak szczegółowe, jak w tej książce… super! Jestem teraz w momencie opowiadania o „Melodii”, właściwie chyba skończyliśmy ten rozdział, więc jestem ciekawa, co będzie dalej. Już niestety niedużo zostało, ale polecam bardzo serdecznie. 

E-book Klaudyny Maciąg

To chyba wszystkie książki… Ach, nie, bo czytałam jeszcze e-book Klaudyny Maciąg o transkrypcji. Tutaj nie wiem właściwie, co powiedzieć, bo na pewno dużo wyniosłam wiedzy o transkrypcji, o której nie miałam pojęcia albo wiedziałam mało. Jednak wiedza około transkrypcji, czyli o byciu freelancerem i tak dalej, była oczywiście już mi dostępna wcześniej, i nie była dla mnie żadnym zaskoczeniem, natomiast biorę pod uwagę również to, że ta książka jest dla osób, które dopiero zaczynają swoją drogę bycia freelancerem… Ja pracuję w domu od prawie 6 lat z przerwami, dodatkowo mam własną firmę od kilku lat, więc to nie jest dla mnie żadną tajemnicą, ale mam świadomość że ktoś, kto sięga po tę książkę, potrzebuje tej wiedzy, więc super. Uważam, że to jest bardzo dobry e-book, napakowany wiedzą, która jest najpotrzebniejsza. Wiemy, co mamy robić, gdzie, za ile, tak że polecam. 

Nigdy więcej?

Może powiem też kilka słów o tym, dlaczego chyba wolę oglądać niż robić te maratony. Sam maraton był super, ani mi się nie chciało za bardzo spać, ani jakoś nie byłam zmęczona tym, byłam zaciekawiona książkami (może też dlatego, że wybrałam sobie dobre książki). I wszystko w porządku, oprócz tego, że ja po prostu jestem wykończona. To naprawdę był maraton. 

Moje oczy się dosyć szybko męczą, bo ich nie oszczędzam. Przez całe lata pracuję przy komputerze przez kilka godzin dziennie, dodatkowo moje przygody z telefonem też znacie z poprzednich odcinków. W wolnych chwilach zawsze coś robię, czytam, zawsze na coś patrzę, nie daję im odpocząć. Poza tym mam wadę wzroku, dlatego moje oczy nie wyrobiły. W pewnym momencie już wczoraj wieczorem czułam się naprawdę źle, bo jak mam zmęczone oczy, to od razu inaczej widzę i się od razu gorzej czuję, nie tylko fizycznie, lecz także psychicznie. W związku z tym ja już byłam taka przemielona, czułam się tak, jakbym miała nawał pracy. Jakbym siedziała od rana do wieczora i klepała literki. Głowę mam zmęczoną, oczy są zmęczone, ja cała jestem zmęczona i chyba pójdę się zdrzemnąć. 

Posumowania ciąg dalszy

Czy zrobię jeszcze maraton? Raczej nie. Jeżeli zrobię, to może półmaraton 12-godzinny. Bo myślę, że tutaj zdecydowanie lepiej sobie moje oczy poradzą. 

Ile stron przeczytałam?

Czy ja powiedziałam, ile przeczytałam? Ogółem przeczytałam 814 stron i jestem w megaszoku, ponieważ ja czytam naprawdę wolno.  Byłam przekonana, że skoro zazwyczaj dziewczyny w tym maratonach czytają tak 1400 stron (jeżeli nie śpią, to dobiega do 1800 z tego, co widzę), od 1200 do 1800, to ja tyle nie przeczytam. Byłam przekonana, że skończę na 600 stronach maks, więc i tak jestem w szoku, że całkiem nieźle mi poszło. Ale to chyba też nie o liczby chodzi, chociaż byłam ciekawa, ile jestem w stanie przeczytać przez ten czas. Wydaje mi się jednak, że dziś już o tym mówiłam i się powtarzam, więc kończę to. 

Dajcie mi koniecznie znać, czy planowaliście kiedyś zrobić taki maraton, a może ja was zachęciłam? Jeśli macie zdrowe oczy, to jest super. To jest w ogóle fajne, że można sobie obcować tylko z książką przez taki długi czas. Zresztą wiecie, że teraz tylu ludzi ma problemy ze skupieniem, ja też, więc to też było jakieś takie wyzwanie. Bardzo mi się podobało. Fajnie, że podołałam, że się nie poddałam. Ale mimo że jestem zmęczona, to to było bardzo przyjemne. W końcu robiłam coś, co kocham robić. Więc czego chcieć więcej?


2 odpowiedzi na “24-godzinny maraton czytelniczy (+bonus)”

  1. Świetny pomysł taki maraton. Pierwszy raz się spotykam z tym pomysłem. U mnie niestety to by nie przeszło, ponieważ mi bardzo ciężko jest się skupić chociaż na godzine czytania, a co dopiero na tak duży okres.

    • Zawsze można robić sobie dłuższe przerwy albo zmodyfikować zasady, by nam pasowały 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *