25 lat temu…

Audrey Hepburn

Gdyby dobro było człowiekiem, byłoby Nią.

Audrey Hepburn niezaprzeczalnie jest ikoną. Znamy ją z pewnością wszyscy – z plakatów, z niedzielnych seansów Śniadania u Tiffany’ego czy Rzymskich wakacji, okładek pism i albumów o modzie. Ale Audrey to nie tylko piękna, charakterystyczna twarz i drobna figura – Audrey Hepburn to uosobienie piękna wewnętrznego.

Dzieciństwo Audrey, przypadające na czasy wojny, było niezwykle trudne. Doznała głodu, który odbił się na całym jej późniejszym życiu. Nic więc dziwnego, że kiedy w II połowie lat 60. zrezygnowała z kariery aktorskiej, zajęła się pomocą głodującym dzieciom. Jej praca humanitarna i poświęcenie porusza bardziej niż niejedna, nawet najlepiej zagrana rola.

Siłą Audrey jest spokój – to moje odczucie, jednak pewnie wiele osób się ze mną zgodzi. Każda jej rola, nawet emocjonalna, jest przepełniona jakimś takim wewnętrznym spokojem, choć przecież jej życie nie należało do najspokojniejszych. Miała niesamowicie anielską aurę – nie dziwię się, że jej, niestety, ostatnia rola to anioł stróż. Wydaje mi się, że to wcielenie szyte na miarę.

Filmy z jej udziałem to prawdziwa przyjemność. Wystarczy jeden uśmiech, jedno spojrzenie, by zachwycić. Jednak Audrey Hepburn jest dla mnie kimś więcej niż tylko artystką. Przede wszystkim Audrey Hepburn była wspaniałym człowiekiem z niesamowitą biografią. Jeśli nie mielicie okazji się z nią zapoznać, koniecznie to zróbcie.

A 25 lat temu?

25 lat temu wszyscy zaczęliśmy za nią strasznie tęsknić.


Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *