Komfortowa kultura na gorsze czasy


Każdemu z nas zdarzają się gorsze dni – dużo stresu, nic nie idzie po naszej myśli, nie chce nam się nic robić. W takich chwilach niezwykle pomocny okazuje się komfort! Mówię Wam, to naprawdę działa. Co mam na myśli i dlaczego kocham komfortową kulturę?

Według Słownika Języka Polskiego PWN komfort to:

1. «ogół warunków zewnętrznych zapewniających człowiekowi wygodę, odznaczających się dostatkiem i elegancją»
2. «stan zaspokojenia potrzeb fizycznych i psychicznych oraz braku kłopotów».

Według wszelakich kołczów jest to coś, z czego powinniśmy natychmiast wyjść, żeby osiągnąć więcej. Wiecie, ta słynna strefa komfortu, którą trzeba szybciutko opuszczać. Pytanie, które chciałabym zadać kołczom brzmi: Po co? (Jest pięknie, nie narzekaj!) Komfort jest super! Kiedy jest nam wygodnie, czujemy to psychiczne i fizyczne zaspokojenie, stajemy się kulką stworzoną ze spokoju i radości. Nawołuję więc: nie zmuszajmy się do wychodzenia ze strefy komfortu, jeśli jest w niej nam dobrze!

Szczególnie w gorszy dzień lubię i chcę otaczać się komfortowymi rzeczami. Dzięki nim zmniejsza się stres, uspokajam się i od razu lepiej czuję. Zresztą takie elementy codzienności sprawdzają się również, kiedy nic mi się nie podoba. Znacie ten stan, kiedy wszystkie piosenki są miałkie, filmy nieciekawe, książki niewciągające? I właśnie wtedy z opresji ratuje mnie komfortowa kultura!

Komfortowa kultura to dla mnie takie jej części, które podobają mi się zawsze, dają mi wiele pozytywnych emocji, są wciągające i działają jak leki uspokajające. Mój ulubiony zestaw jest bardzo pomocny i chciałabym się nim z Wami podzielić.

Książka: Listy na wyczerpanym papierze

O listach Agnieszki Osieckiej i Jeremiego Przybory pisałam już więcej we wpisie Z przyjemnością złamałam tajemnicę korespondencji. Muszę Wam przyznać, że nie czytam książek po raz drugi, zwyczajnie nie lubię, nie czuję takiej potrzeby, szczególnie kiedy tyle nieprzeczytanych pozycji czeka na półkach. Jednak z „Listami na wyczerpanym papierze” jest zupełnie inaczej. Wracam do nich wielokrotnie, mam swoje ulubione fragmenty, są moim lekarstwem na gorszy czas. Jeśli chcecie wiedzieć więcej o tej książce i tym, dlaczego tak ją ukochałam, ponownie odsyłam Was do podlinkowanego wpisu. I polecam, z całego serca, najserdeczniej.

Serial: Przyjaciele

W tym roku obejrzałam już „Przyjaciół” od deski do deski dwukrotnie (dzięki ci, Netfliksie, za udostępnienie całości!). Uwielbiam ten humor, ciągle się zaśmiewam, uwielbiam głównych bohaterów i jestem pewna, że kiedy nic mi się nie podoba i nic nie wciąga, „Przyjaciele” zajmą mnie na długie godziny. Kogo lubicie najbardziej? Kto Was najbardziej bawi/rozczula? Moją ulubienicą jest zdecydowanie cudowna Phoebe Buffay, której po piętach depcze Rachel Green. A kiedy absolutnie nie mam humoru moim pewniakiem jest 2. odcinek 5. sezonu – płaczę ze śmiechu, duszę się i doskonale bawię. Obejrzyjcie! Dodam jeszcze, że takim komfortowym serialem dla mnie jest także „Family Guy”, wiele sezonów widziałam po minimum 5 razy, ale przyznam, że trochę ostatnio zaniedbałam Griffinów – tak czy inaczej zdecydowaniem wrzucam go do worka komfortu!

Muzyka: Michał Bajor

Czy to kogoś dziwi? Czy mogło być inaczej? Teoretycznie mogłoby, ale nie będę nikogo oszukiwać. Na gorsze czasy, stresy, smutki, a nawet ból, potrzebuję słuchawek i płynących z nich piosenek Michała Bajora. Nieprzypadkowo wspominam o bólu. Zdarzyło mi się np. wsiąść do pociągu i zorientować się, że nie mam ze sobą tabletek przeciwbólowych, a ból dawał mi się we znaki tak, że miałam poważne obawy, czy podróż minie bezproblemowo. Słuchawki na uszy, Bajor na volume max, zamykam oczy, oddycham głęboko i… zapominam, że boli. Artyści bywają lekiem na całe zło! Dlatego w chwili, kiedy jest mi źle, konieczny jest Michał Bajor. Byle dużo, byle natychmiast! Ale żeby nie było, że moje życie tylko Bajorem płynie, wspomnę również o Lanie Del Rey i jej najlepszej na świecie płycie Born To Die (The Paradise Edition). To jest dopiero komfort. Uwielbiam od początku do końca!

Słowa: Agnieszka Osiecka

Idealnym sposobem na gorsze czasy są słowa Agnieszki Osieckiej. Szperam w internecie, przeglądam „Nową miłość”, słucham różnych wersji utworów, zachwycam się raz po raz i od razu czuję się lepiej. Agnieszka Osiecka jest dobra na wszystko. Macie swoje ulubione utwory największej poetki polskiej piosenki?

Pisząc ten tekst, zorientowałam się, że do kompletu komfortowej kultury brakuje mi tylko filmu. Jednak obecnie chyba po prostu takiego nie mam. Oczywiście jest wiele tytułów, które kocham miłością wielką i niesłabnącą, jednak nie sięgam po nie akurat we wspominanym tutaj ciągle komfortowym aspekcie.

A Wy? Czy macie jakieś komfortowe utwory, seriale, filmy lub książki? Co sprawia, że czujecie się znacznie lepiej?


Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *