Miśka i Duszejko, czyli co mnie zachwyciło w ostatnim czasie


Miłość spełniona w ciągu dwóch dni umiera w ciągu dwóch następnych, zdobywana w ciągu miesięcy trwa miesiące, a w ciągu lat – lata. Sedno sprawy zawsze pozostaje jednakie, nie cenimy rzeczy, które dostajemy łatwo. – Michalina Wisłocka

Mam wrażenie, że w polskiej kinematografii tyle się dzieje, aż chciałoby się zamieszkać w kinie. Co prawda nie widziałam niestety wszystkich nowości, ale bardzo się cieszę, że obejrzałam te, o których chcę Wam opowiedzieć.
Nie będę tutaj udawać znawcy, nie znam się na kinie, jestem przeciętnym odbiorcą, który po prostu lubi oglądać filmy. Poza tym naprawdę cenię i lubię te polskie – uważam je za dobre z mojego niewprawionego punktu widzenia.

Miśka skradła moje serce

Na film Sztuka kochania. Historia Michaliny Wisłockiej szłam bez przekonania, ponieważ wcześniej od kilku osób słyszałam, że jest mdło i wieje nudą. Oczywiście to nie tak, że zrażam się, bo komuś się nie podobało, jednak kiedy opinia się powtarza, wkrada się nutka niepewności. Na szczęście miło się rozczarowałam!
Po pierwsze i najważniejsze – Magdalena Boczarska! Genialna, fantastyczna, perfekcyjna w tej roli. Życie Wisłockiej samo w sobie jest interesujące, ale bez Boczarskiej film tak wiele by stracił, jestem pewna. Dawno nie widziałam czegoś tak świetnie zagranego, jestem prawdziwie urzeczona. Uwierzyłam w tę Miśkę i podobała mi się szalenie.
Po drugie – nuda zupełnie mnie nie dopadła, wręcz przeciwnie. Byłam zainteresowana, rozbawiona, przyciągnięta. Choć oczywiście wiele kwestii zostało pominiętych, wszystko współgrało i tworzyło całkiem przyjemną całość.
Trochę nagięłam preferowaną przeze mnie kolejność i po filmie sięgnęłam po książkę Michalina Wisłocka. Sztuka kochania gorszycielki. Jeżeli zastanawiacie się, czy warto jeszcze po filmie sięgać po tę pozycję – zdecydowanie warto! Film nie przedstawia wiernie historii Wisłockiej. Biografia jest wciągająca, interesująca, bo życie tej kobiety z pewnością do nudnych i łatwych nie należało. A to wszystko z miłością w tle, ale nie taką banalną, rodem z komedii romantycznych. Prawdziwą, pełną emocji, pasji i zakrętów losu.
Z czystym sumieniem polecam film i książkę!

Pokot, czyli wielki zachwyt

W urodziny natomiast wybrałam się na Pokot. Widziałam dużo skrajnych opinii i nie nastawiałam się na coś, co mnie zachwyci. I tutaj również miły zawód, a wręcz zaskoczenie – dawno nic mi się tak bardzo nie podobało!
Już od pierwszych sekund zauroczyłam się zdjęciami. Wszystkie ujęcia były po prostu przegenialne, w każdym momencie, w którym zatrzymałabym ten film, stworzyłabym (może nie do końca jednak ja, umówmy się) najpiękniejszy plakat. To było naprawdę piękne i do tej pory nie mogę wyjść z podziwu, jak bardzo przemyślane i nieprzypadkowe.
Poza tym muzyka, na którą także warto zwrócić uwagę. I ten Maanam na balu przebierańców – wszystko tak bardzo w punkt!
Agnieszka Mandat, czyli Janina Duszejko – fantastyczna! Ta postać jest histeryczna, w pewnych momentach przerysowana do granic, ale jednocześnie tak bardzo wyrazista, tak genialnie (na ile potrafię to ocenić) zagrana. Wiktor Zborowski przeszedł samego siebie, co to była za rola! Trochę zaspoileruję (albo nie?), ale scena z malinami czy zjaraniem się przy ognisku to szczyty mojego zachwytu.
Wszystko mi pasowało – pomieszanie gatunków, niejednolite tempo akcji, baśniowość, metafory, motyw zemsty… Nawet ta do granic absurdalna postać Dyzia. Wszystko!

Zdaję sobie sprawę, że nie wszystkim może podobać się to, jak zrobiony i zagrany jest ten film, ale polecam po prostu obejrzeć, być może zachwycicie się tak bardzo jak ja.


Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *