Spójrz na mnie, jak ja na Ciebie patrzę, i pocałuj mnie, a potem zacznij już do mnie wracać! – Jeremi Przybora, Listy na wyczerpanym papierze
Moja miłość do Agnieszki Osieckiej jako twórczyni znana jest powszechnie i od dawna. O tym, że kocham również to, co tworzył Jeremi Przybora, dowiedziałam się, kiedy to do moich rąk trafiły po raz pierwszy „Listy na wyczerpanym papierze”… Popłynęłam między ich słowami o miłości, między ich tęsknotą, między ich nieporozumieniami, ich uczuciem, którym podzielili się w swoich listach, do tego stopnia, że zapomniałam o świecie i żyłam ich emocjami, zamknięta na całą resztę, w głowie miałam tylko te zdania, którymi się karmili*.
Bo, skoro już jestem Tobą tak bardzo zachwycony, to nie chciałbym być w tym zachwycie nudny i monotonny. I nie wiem, skąd brać mi synonimy, żeby ciągle inaczej jakoś mówić Ci o tym wielkim i wszystko przesłaniającym przeżyciu, jakim dla mnie jesteś i które stało się dla mnie od razu takim od pierwszych słów, jakie zamieniliśmy, i od pierwszego dotknięcia Ciebie w pierwszym tańcu. (Jeremi Przybora)
Ach, jakże ten Przybora kochał Osiecką! Jakże pięknie potrafił to opisać! Czasami brakuje przecież słów. Nie w tym przypadku. Z każdego zdania biło coś w postaci aury, miało się takie poczucie, że to MUSIAŁO być prawdziwe, że nie da się TAK udawać. Jako czytelnik czułam się tak, jakbym ukradła im te listy i czytała gdzieś w kąciku, z okropnymi wyrzutami sumienia, bo jak można, bo przecież to prywatne. Pierwsze listowne Kocham Ciebie, Agnieszko zatrzymało na chwilę wszelkie czynności życiowe. Cudowne odczucia, fenomenalne zdania, wszystko jak utwór literacki (co nawet Osiecka zauważyła i o czym listownie Przyborę poinformowała).
Często kocha się „z przerwami”. To znaczy czasem jest tak, że aż brzuch boli i oczy pieką, a czasem jest tak, „że można wytrzymać” i w ogóle myśli się mocno o czym innym. (Agnieszka Osiecka)
…i chciałabym teraz zacząć kolejną myśl od słów: „Ach, jakże ta Osiecka kochała Przyborę!”, tyle że ja tej miłości tak ogromnie, jak w listach pana Jeremiego nie czułam. Bardzo subiektywne jest to odczucie, ale miałam wrażenie, że Agnieszka Osiecka pisała tak, jakby miała świadomość, że ta książka kiedyś powstanie i nie tak, jak dyktowało serce, ale tak jak „byłoby fajnie”. Nie powiem oczywiście, że to nie było dobre… Ba! Mnie się to podobało po stokroć! Tylko czegoś mi brakowało. Tego uczucia, które kierowało ręką Przybory.
Lipy już przekwitają, a ja jestem strasznie zdenerwowany, bo wychodzi na to, że nie potrafię już być bez Ciebie. (Jeremi Przybora)
Byłam trochę zła na Osiecką i myślałam sobie: „Wracaj już do niego, skoro go tak kochasz!”. I choć finał historii był mi przecież znany, to kibicowałam im z całego serca, bo przecież tak pięknie kochali się… przynajmniej w listach.
Coś Ty zrobił, Jeremi, zostawiłeś mnie samą w pustym mieście, w którym pełno jest tylko Twojej nieobecności. Żeby Warszawę doprowadzić do takiego stanu, to tylko Ty potrafisz. (Agnieszka Osiecka)
…a pani Agnieszki ciągle nie było. Bo to Mazury, Anglia, Szwecja, a może i Paryż. I wszystko to jakby ważniejsze niż ta tęsknota, o której wspomina ciągle. I wszystko to jakby „na lipę”. I wszystko to jakby było istotniejsze niż Jeremi na Pradze II, szalejący z tęsknoty, ale i „wkurzony”. Więc „wracaj już do niego, skoro tak go kochasz!”, ale ona nie wracała…
Zakończenie ich korespondencji, długie przerwy, trochę przeszkodziły mi w przeżywaniu tej historii, czegoś brakowało, widziałam to inaczej, a tu tylko kilka kartek, listów, słów. Niedosyt… Tylko to słowo przychodzi mi teraz do głowy. Szkoda mi tej miłości, ale tak być pewnie musiało.
A ile nam pięknych piosenek pozostało, ile słów, ile cytatów… Każde zdanie najchętniej zapisałabym na osobnej kartce, podzieliła się z Wami tym, co najpiękniejsze, ale po prostu do „Listów…” Was odeślę.
…bo polecam, polecam przeserdecznie. Chciałabym więcej i więcej. Ale więcej już nie dostanę.
Szkoda, bo to była pięknie napisana para.
* – recenzję umieściłam wieki temu na dawnym blogu, znajduje się również TUTAJ.