Co za bzdura, daj sobie spokój, wiesz dlaczego to się nie uda?
Postanowienia noworoczne zawsze wywołują emocje i w zasadzie naprawdę nie rozumiem o co tyle szumu. Nowy rok jest dobrym momentem na zmiany. Naprawdę całkiem niezłym. Zazwyczaj zaczynamy od 1. dnia miesiąca, od poniedziałku, od okrągłej liczby, co więc takiego wkurzającego jest w 1 stycznia?
NOWY ROK, NOWA JA
O ludzie drodzy, ile ja widziałam tweetów w sposób, powiedzmy delikatnie, dosadny „uświadamiających”, że SORRY, ale żadna nowa ty, nic ci się nie uda, nigdy się nie udaje i właściwie to skończ, bo mnie wkurzasz.
Tylko dlaczego kogoś wkurza to, że ktoś chce spróbować zmian? Wie, że coś mu w sobie nie pasuje i obrał sobie właśnie ten moment w roku, by rozpocząć cały proces?
Być może dlatego, że temu ktosiowi właśnie nic się nie udaje, ponieważ naprawdę nie widzę innego powodu, dla którego to może aż tak wkurzyć.
To nie tak, że nikt tych postanowień nie wypełnia, serio. Ok, takie oklepane postanowienia w stylu rzucę palenie i zacznę chodzić na siłownie są ogólne i powszechne, ale jeżeli dzięki temu ktoś naprawdę chodzi na tę siłownię i robi to już od roku, bo zaczął w tym, tak cholernie denerwującym niektórych, styczniu, to chyba super, prawda?
Bardzo dobrą, jeżeli nie najlepszą, motywacją dla dużej liczby osób jest właśnie powiedzenie o swoich postanowieniach głośno i wyraźnie. Niech więc to robią i zamiast zgniatać ich chęci w zarodku, może po prostu zwyczajnie trzymać kciuki i nie wkurzać się, że ktoś chce, a Ty akurat nie potrafisz?
Postanowienia noworoczne wcale nie są takie złe. Co więcej, myślę sobie, że wcale nie muszą się zaczynać wraz z porankiem po sylwestrze i wtedy, jeżeli to sobie jakoś z głową, powoli rozłożymy, naprawdę mogą wyjść nam na dobre.
A jeżeli nie mamy na nie ochoty, to wspierajmy innych albo zamknijmy oczy, bo po co wchodzić w kolejny rok ze zdenerwowaniem na coś, co tak właściwie kompletnie nie powinno nas obchodzić?
Dobrego roku!