Odchodzi ktoś nam bliski, więc jest nam zwyczajnie źle. Wylewamy łzy, przeżywamy na swój sposób żałobę, a przede wszystkim nie umiemy sobie wyobrazić, że tej osoby już nie ma. Jedynym „problemem” jest fakt, że tak właściwie nigdy jej nie spotkaliśmy.
EDIT:
Ten post ma też wersję audio! Zapraszam:
Kiedy odchodzi artysta, który był dla nas ważny, czujemy się tak, jak gdybyśmy stracili kogoś bliskiego. Dla wielu jest to naturalne, oczywiste, dla innych kompletnie niezrozumiałe. Dlaczego płaczesz za nieznajomym? Przecież nigdy nie wymieniliście ze sobą nawet słowa. Wiesz, wcale nie trzeba z kimś zjeść beczki soli, żeby odczuwać jego brak.
Kiedy pęka serce…
W lipcu odeszła Kora. Artystka, która jest w moim życiu od zawsze. I choć mija czas, ja nadal nie przyjmuję tej śmierci do wiadomości, a serce nadal mam popękane. Nigdy nie widziałam Kory na żywo, ba! nigdy nawet nie byłam na koncercie, a jednak, kiedy dowiedziałam się, że nie ma jej wśród nas, zrobiło mi się niewyobrażalnie smutno. W październiku pożegnaliśmy Charlesa Aznavoura. To kolejny cios w serce, szczególnie, że spędziłam niemal cały wrzesień, zachwycając się jego muzyką i głosem. Smutek mnie przepełnił.
Dlaczego? Bo artyści mogą zająć w naszym życiu miejsce tak istotne, że mimowolnie stają się w jakiś sposób bliscy. I wcale nie musimy ich znać. Są z nami trochę „w tle”, czasami od zawsze, czasami przez krótką, ale intensywną chwilę i zapisują się w nas tak silnie, że razem z nimi odchodzi jakaś część nas. I nie ma w tym naprawdę niczego dziwnego!
…z realnej straty
Czytałam przy okazji śmierci jakiejś amerykańskiej gwiazdy, że z wieloma artystami dorastamy, istnieją obok nas, w jakiejś równoległej rzeczywistości i traktujemy ich jak kogoś bliskiego. Dlatego, kiedy umierają, czujemy realną stratę. Szczególnie kiedy ktoś „towarzyszył” nam w czasie, w którym się kształtowaliśmy – także, a czasami głównie, dzięki tej osobie.
Jasne, nie wszyscy tak zachwycają się twórcami. To naturalne, przecież się różnimy. Jednak każdy, w kogo życiu kultura pełni ważną rolę, wie, jak cudownie, uzdrawiająco może ona wpływać na całe życie. Artyści mogą przyczynić się do naszej wrażliwości, obudzić w nas emocje i na pewno nie przesadzę, jeśli powiem, że niejednemu uratowali życie. Bzdura? Wcale nie!
Sztuka bywa zbawienna
I jeśli taki artysta już się w naszym życiu pojawi, taki, który daje radość, zachwyt, pozwala zapomnieć o wszystkim chociaż na chwilę, zmienia punkt widzenia, rozjaśnia drogi, pokazuje piękno, nie widzę niczego dziwnego w tym, że jego odejście może zwalić z nóg.
Takie próbowanie spłycenia tego, udowadniania komuś, że całkiem mu odbiło, bo tak się przejmuje kimś nieznanym, jest strasznym, przepraszam, buractwem. Każdy ma prawo do przeżywania śmierci artysty w taki sposób, jaki uznaje za słuszny. To, że Ty nie czujesz żalu i jest to dla Ciebie odległe, wcale nie czyni Cię lepszym ani też gorszym. Warto uszanować czyjeś uczucia i po prostu ich nie komentować. A już wyśmiewanie jest naprawdę poniżej krytyki. Nie każdy musi odbierać wszystko dokładnie tak jak my i nasze postrzeganie świata nie jest jedynym właściwym.
Dlaczego płaczesz za nieznajomym? Ponieważ jest mi przykro, że tej osoby już nie ma i choć muzyka, filmy, spektakle, obrazy, słowa pozostaną, coś się skończyło na zawsze. I będzie mi smutno, bez względu na to, jak absurdalne może się to wydawać.
4 odpowiedzi na “Dlaczego płaczesz za nieznajomym?!”
Świetny wpis i zgadzam się z Twoimi słowami w 100%.
Do tej pory nie pogodziłam się ze śmiercią Kory. Cały czas wypełnia mnie pustka i mam rozdarte serce na kawałki.
I to nie jest wcale takie proste, żeby sobie sprawnie z tą pustką poradzić. Nie wiem, czy się w ogóle da.
Albo jak poznajesz artystę dopiero po jego śmierci… 🙄🙄🙄
Oj tak! Wtedy może nie przeżywasz „żałoby”, ale świadomość, że tego artysty nie ma i tak jest przygnębiająca