Bullet journal towarzyszy mi codziennie od trzech… właściwie to już od niemal czterech lat. Wbrew pozorom nie pochłania długich godzin, nie sprawia, że dłużej planuję niż robię – pomaga mi to wszystko ogarnąć!
Teraz trochę teorii, więc jeśli nie macie ochoty, to przejdźcie niżej
Bullet journal kojarzy się większości z nas z pięknymi notatnikami, ręcznie tworzonymi planerami. Jednak tak naprawdę jest to metoda planowania, której twórcą jest Ryder Carroll. Jego celem było stworzenie takiego sposobu, który będzie naprawdę skuteczny i znajdzie zastosowanie powszechnie. Oczywiście to wszystko ma dzisiaj taką skalę, że każdy dodał coś od siebie i przyglądając się planerom, nie zauważam ludzi, którzy kurczowo trzymają się początkowych założeń.
Jak to miało wyglądać? Opowiem Wam, bo może akurat okaże się, że to idealna metoda dla Was!
Każde zadanie na liście oznacza się kropką (●). Następnie określa się ich status. (x) oznacza, że zadanie zostało wykonane, (>) – że zostało przeniesione na później, (<) to zadanie do wykonania w przyszłości, a to, które anulujemy po prostu przekreślamy. Ważne zadania oznaczane są gwiazdką (*), wydarzenia okręgiem (◯), a zapiski, przemyślenia, notatki – kreską (—).
Jak to wygląda w praktyce?
Ludzie tworzą prawdziwe dzieła sztuki. Wystarczy wejść na Instagram, żeby dostać zawrotów głowy. Gdybym miała więcej zdolności plastycznych, sama bym stworzyła coś takiego, naprawdę. Cuda! Do zwykłej listy zadań doszły trackery – nastroju, nawyków… wszystkiego, czego dusza zapragnie. I o tych planerach mówi się najwięcej, widzi się je najczęściej. I najczęściej też spotykają się z niezrozumieniem!
Chciałam podkreślić, że dziennie spędzam przy moim bujo jakieś dwie minuty. Raz w miesiącu, kiedy go rozpisuję, maksymalnie pół godziny. A i tak nie zliczę razy, kiedy ktoś powiedział mi albo przeczytałam gdzieś, że nie rozumie, jak można w ten sposób wszystko planować, bo to tyle czasu, bo jak ktoś ma naprawdę dużo pracy, to nie ma czasu na takie bzdury, że to już przesada… jakby nie przyszło im nigdy do głowy, że ktoś po prostu się w ten sposób relaksuje i zwyczajnie to lubi. Ludzie planują nie od dzisiaj, czy to naprawdę takie dziwne, że ktoś stworzy sobie własny kalendarz? Ale są osoby, które naprawdę lubią przyczepić się do wszystkiego, nic na to nie poradzimy.
Mój bullet journal
Bullet journal to dla mnie prawdziwe ćwiczenie kreatywności. Potrzebuję miejsca, w którym mogę wszystko zapisać, lubię planować, chcę też płacić podatki na czas, zresztą zawsze miałam kalendarz, w którym zapisywałam najważniejsze daty – teraz dodatkowo mam dokładnie taki układ, jakiego potrzebuję. A przez to, że nadaję mu kształt samodzielnie, muszę trochę pogłówkować, ćwiczę hand lettering, wpada mi do głowy więcej pomysłów.
Ten niepozorny zeszyt naprawdę sporo zmienił, bo to właśnie od niego zaczęło się wiele innych kreatywnych zajęć, które dzisiaj są moimi sposobami na stres, brak chęci, efektywności, oderwaniem. Z radością więc w kolejnych wpisach pokażę Wam mój sposób planowania.
CDN