Dążenie do celu bywa trudne i czasami trafia nas szlag, bo ktoś wjeżdża windą tam, gdzie my od lat mozolimy się po schodach. Za chwilę jednak pojawia się motywacja, kop w tyłek, który sprawia, że zaczynamy iść żwawiej, szybciej, w końcu zadyszka mija, pojawia się euforia i po prostu wbiegamy na sam szczyt. Szczyt, który jeszcze niedawno wydawał się najodleglejszym miejscem na świecie, a wyprawa na niego – syzyfową pracą.
Po tych schodach jednak trzeba naprawdę iść. Nie udawać, nie stać w miejscu, podjąć wyzwanie. Siedzenie z założonymi rękami i narzekanie, że nic nam w życiu i tak nie wyjdzie, to najgorsza rzecz, jaką możemy sobie zrobić we wspomnianym dążeniu.
Często, bardzo, bardzo często tym szczytem schodów jest wymarzona praca. Umówmy się, niemal każdy do niej dąży. Chcemy działać, robić mnóstwo fajnych rzeczy lub po prostu niezbyt się męczyć, ale móc całkiem bezpiecznie i błogo żyć. To nie tylko materialne zachcianki, to stabilizacja.
Szukanie pracy jest trudne, ale na pewno wielu z Was zna to uczucie, kiedy już naprawdę tracimy nadzieję i jeden telefon sprawia, że mamy ochotę skoczyć pod sufit. Rzutem na taśmę, przed kompletną niemocą, w końcu się udaje. Znacie to? Super, prawda? Oby zdarzało się jak najczęściej.
Problem zaczyna się wtedy, kiedy tak naprawdę żadnych poszukiwań nie ma. To znaczy wszyscy myślą, że to świat kopie po nerach, a właściwie to od miesiąca nic się nie zrobiło. Wysyłało raz na tydzień CV w miejsca, które są nam tak odległe, jak Jowisz, żeby pomarudzić, że „nawet tutaj już nas nie chcą”. Siedziało w domu, nie robiło ZUPEŁNIE nic, zamiast uczyć się codziennie czegoś nowego. Moi drodzy, z nieba samo nie spadnie. Nie obudzicie się rano pełni wiedzy z interesującej Was dziedziny, bo tak chcecie i już. A największą głupotą jest niewysyłanie CV do wymarzonych firm, ponieważ NASZYM ZDANIEM mamy zbyt małe doświadczenie. Pozwólcie, że nie Wy to ocenicie.
Twoje życie, twoja sprawa – chciałoby się rzec. Tylko w pewnym momencie możemy zapomnieć, czego w ogóle chcieliśmy i co udało nam się osiągnąć. Kiedy zaczynamy opowiadać wszędzie i wszystkim, że zmarnowaliśmy lata na coś, co i tak nie wyjdzie, że jesteśmy życiowymi przegrywami, którzy skończą w miejscu, o jakim nie śnili w koszmarach i będą tam pracować do końca swoich dni, że w ogóle w tym kraju nie ma pracy dla ludzi z naszym wykształceniem – to jest zwykłe użalanie się nad sobą. I do niczego nie doprowadzi. No, może oprócz politowanych spojrzeń.
Ostatnim etapem jest znienawidzenie wszystkich, którym się udało, nawet tych, których wcześniej wspieraliśmy z całych sił. Obraziliście się na kogoś, bo ma fajną pracę, dobrą kasę i lekkie życie? HALO, chyba coś jest nie tak.
Cieszmy się z sukcesów innych ludzi i zróbmy sobie z nich najlepszą motywację. Nie zatrzymujmy się w połowie drogi, nie zawracajmy, skoro inni mogą to my też! Tylko przestańmy się użalać nad tym, jak to nic w życiu już nas dobrego (w sensie zawodowym, przykładowo) nie spotka, bo tak właśnie się stanie. I jedynym winnym będziemy my.