Jeżeli ktoś z Was czyta mnie już parę lat (my tu hihihi, a wiem, że są przynajmniej 3 takie osoby!), na poprzednim blogu mógł natknąć się na wrażenia z pierwszego koncertu Michała Bajora, na którym miałam przyjemność się pojawić. Wówczas zaczęłam tekst słowami: Lekko niecierpliwie. Ciekawość bez granic. Jest 18:02, dlaczego ci wszyscy ludzie jeszcze nie siedzą na swoich miejscach! I dzisiaj, 3,5 roku później, mogłabym zacząć dokładnie tak samo.
Michał Bajor we Wrocławiu
Dlaczego tak długo zwlekałam z pojawieniem się na kolejnym recitalu, doprawdy nie mogę zrozumieć (choć poniekąd wiem, ale nie będziemy się tutaj nad tym rozwodzić). Michał Bajor oczarował mnie lata temu i w tej kwestii również nic się nie zmieniło. Kolejny raz niecierpliwie czekałam, aż pojawi się na scenie i usłyszę jego głos na żywo. Na płycie nie da się zmieścić wszystkich emocji, które ma w głosie, na scenie wszystko jest „bardziej”. Szczególnie kiedy piosenki przecież o miłości.
Być piosenką
To niesamowite, że człowiek może tak sobie po prostu stać przed mikrofonem (o, przepraszam, choreografia też była, szczególnie w Prześlicznej wiolonczelistce, ale tego nie da się opisać) i wywoływać miliardy emocji. Za to właśnie uwielbiam pana Michała. Za to, że JEST każdą piosenką.
Stworzony do opowiadania anegdot
Tym razem recital zdominowały łzy śmiechu. Ze śmiechu popłakałam się minimum 4 razy, a wszystko za sprawą… Alicji Majewskiej. Piosenek, które w oryginale śpiewa właśnie pani Alicja, było kilka, a przed każdą z nich mogliśmy usłyszeć anegdotkę z nią związaną. Jeżeli kiedykolwiek słyszeliście, jak Michał Bajor opowiada anegdotki, z pewnością rozumiecie, dlaczego chichotałam jak szalona. Ich nie da się opowiedzieć inaczej, bo nikt nie zrobi tego tak dobrze. W każdym razie mogłabym słuchać historii opowiadanych przez pana Michała godzinami, nawet teraz, kiedy emocje już trochę opadły, śmieję się do monitora, bo przypominam sobie przytoczone sytuacje.
Moja miłość największa
Co najważniejsze dla mnie, w końcu usłyszałam mój ukochany, uwielbiany utwór, dzięki któremu tak pokochałam pana Michała i od którego wszystko się zaczęło. Moja miłość największa na żywo jest tak bezbłędna, że ciary zostały do teraz. CUDOWNIE! Genialnie! (Jak zawsze!).
Na koncert zaciągnęłam moją siostrę, która była równie zachwycona, jak ja, więc jest to zdecydowanie głos bardziej obiektywny niż mój. Zaraziłam ją Krystyną Jandą, najwyższy czas na Michała Bajora właśnie. Czy ktoś jeszcze chce się zarazić? Serdecznie polecam.
Dziękuję, Panie Michale, po raz kolejny dziękuję, bo jest za co!
(I cieszę się jak dziecko, że udało się podziękować za wszystko również bezpośrednio!)